czwartek, 7 kwietnia 2011

Jabłko, cynamon i miód

Jak małymi kosztami zadowolić podniebienie, podnieść poziom endorfiny w organizmie, a nie martwić się o numerki na wadze? Kiedy mam ochotę na coś słodkiego w wciąż jeszcze zimne wieczory, rozgrzewam piec i zabieram się za przygotowanie standardowych pieczonych jabłek.

Zaczynam od przecięcia owoców na pół i usuwam gniazda nasienne oraz wydrążam niewielką ilość miąższu. Następnie łącze miąższ z zawartością spiżarki- bakaliami, suszoną żurawiną, cynamonem lub kardamonem, a wszystko polewam 2 łyżeczkami miodu. Pakuje jabłuszka w foliowe ubranka i zapewniam im gorące 15 minut w rozgrzanym do 180 stopni piecu.

Gdy towarzyszą mi inni miłośnicy pieczonych jabłek, pozwalam sobie na szaleństwo i obok owoców rozpływają się waniliowe lody.

PS. A ten zapach rozchodzący się po całym mieszkaniu- bezcenny!

Dzień dobry kolejny poranku!

Co zrobić, gdy otwierasz rano oczy i za oknem szaleje jeszcze zimowy wiatr, a niby wiosenne słońce nie jest jeszcze w stanie ogrzać chłodnego powietrza? Mimo, że masz ochotę jedynie naciągnąć ciepłą kołdrę na głowę i obrócić się na drugi bok- warto szerzej rozchylić powieki i przybrać postawę horyzontalną.
By poranek stał się przyjemniejszą częścią dnia w okresie przedwiosennym, wystarczy kilka prostych sztuczek i odrobina pozytywnej energii. Podzielę się z Wami moimi sposobami, które pomagają mi rozbudzić ciało nawet po ciężkiej nocy.

  • Jeszcze na pół przytomna drepczę do kuchni i gotuję wodę w czajniku, a drugą ręką wsypuję kawę do ulubionego kubka. Nic niezwykłego? Nie, gdy dodam spienione mleko, posypię piankę cynamonowym cukrem, a na talerzyku położę dwa owsiane ciastka. A co!
  • Z „do połowy jeszcze pełnym kubkiem” maszeruję już dość żwawo do łazienki i biorę kąpiel w staroświeckiej wannie używając olejków i płynów do kąpieli w zależności od nastroju i zawartości łazienkowej szafki. Dziś unosił się zapach mango i brzoskwini.
  • Po takim początku pozostaje już tylko zrobienie smacznego i zdrowego śniadania (co powiecie na musli z rodzynkami i kanapkę z twarożkiem i szczypiorkiem?) i skonsumowanie go przy ulubionej gazecie lub programie porannym.


I jest cudownie! A przede mną jeszcze prawie cały dzień. A wy, jakie macie sposoby na chandrę i syndrom ciężkiego ciała w pochmurne poranki?

wtorek, 29 marca 2011

Przepraszanie a miłość

Zasady życia z ludźmi są jasno określone: zawiniłaś – przepraszasz, ktoś wyświadczył Ci przysługę – dziękujesz, ktoś ma problem – pomagasz. Czy jednak jest w tym zbiorze uogólnień miejsce na tak zwane okoliczności, albo uczucia towarzyszące?
Czynniki zewnętrzne i emocjonalne uwikłania znacznie zaburzają racjonalne podejście i interpretację sytuacji.
Przecież kiedy nienawidzimy – nie pomagamy, kiedy kochamy – przepraszamy nawet wtedy, kiedy wina nie leży po naszej stronie i wybaczamy znacznie więcej, niż powinnyśmy.
Zwłaszcza ostatni przypadek jest tak dobrze nam znany. Kobiety mają skłonność do bezwarunkowej miłości zarówno do mężczyzn, jak też do dzieci. Wybaczamy zdrady, wielkie rozczarowania i kłamstwa. Co jednak, kiedy tak kochana przez nas osoba nie chce przepraszać, nie umie, czeka na ruch z naszej strony?
Czy nie naciągamy naszego poczucia winy w imię miłości na coraz większe poświęcenia? Odpowiedź jest kwestią niezwykle indywidualną.
Podobno miłość jest wybaczaniem. Ale czy w tych wszystkich ogólnych schematach jest miejsce na choć odrobinę rozsądku i poczucie godności?
Być może nie, ale na szczęście dla nas my też jesteśmy kochane i na pewno nam też bardzo często wybacza się znacznie więcej niż powinno :)

wtorek, 22 marca 2011

Ukryta rola kwiatów

Dzisiaj kolejne przemyślenia odnośnie przepraszania. Takie bardziej... wiosenne. Czy zdarzyło się Wam, że ukochany mężczyzna wszedł do domu z wielkim bukietem róż i słowem „przepraszam” na ustach? Albo wpadł z rozpędu na lotnisko i roztrącając ludzi złapał Was na ramię, kiedy jedną nogą przekraczałyście lotniskowe bramki, za którymi czekała już tylko podróż w nieznane? „Zostań ze mną, przepraszam”.
Tak, w filmach przeprosiny wyglądają bardzo spektakularnie. W życiu natomiast nie jest tak kolorowo. Są godziny milczenia, nieprzespane noce, westchnienia, ukradkowe spojrzenia. Głęboki oddech przed wypowiedzeniem tych słów, potem jednak grzęzną gdzieś na końcu języka i jest tylko spuszczenie wzroku i pytanie o jakąś błahą rzecz, bez której niby nie możemy się obyć.
I nagle oświeciło mnie, stąd te róże w ręce mężczyzny. Owszem, kobiecie jest milej, dostaje prezent. Ale jest jeszcze jedna kwestia. Akcesoria, w postaci kwiatów czy czekoladek, dają kobiecie do zrozumienia, że oto mężczyzna przyszedł przeprosić. Jak już z nimi wszedł, to musi powiedzieć to, co sobie pieczołowicie w domu układał. Teraz nie może brać głębokich oddechów i nosić się z zamiarem. Kwiaty w dłoni zdradzają jego intencje i niejako jest to już połowa sukcesu – przeprosiny w toku. A potem wystarczy tylko powiedzieć to, co ma na sumieniu.
Podobną rolę spełnia dla mnie ciasto. Upiekę, postawię na stole i porozmawiam. Od razu wiadomo, o co chodzi. Ręka na zgodę została wyciągnięta. A czekoladowy smak i aromatyczny zapach osłodzą nierzadko gorzkie słowa.

poniedziałek, 21 marca 2011

Akcja: przesadzanie!

Dzisiaj pierwszy dzień wiosny! A jednym z wiosennych zadań, na które czekam z niecierpliwością, jest przesadzanie. Czyli już niedługo będzie można się zabrać do pracy :)
Przedsięwzięcie zaczynam od wyjścia do sklepu ogrodniczego, gdzie starannie wybieram doniczki. Muszą być ciut większe od tych, w których kwiatki rezydowały do tej pory. Najlepiej do dotychczasowej średnicy dodać 2-3 centymetry. Idealna doniczka posiada w dnie dziurki, aby nadmiar wody mógł swobodnie wypłynąć.
Oczywiście do wyglądu doniczek przywiązuję równie dużą wagę. Lubię te ceramiczne, masywne, w kremowym kolorze. Są stabilne i dodają wnętrzom elegancji. Do kuchni wybieram jednak kolorowy plastik: czerwień, pomarańcz i żółty. Gwarantują przypływ energii podczas sennych poranków.
Samo przesadzanie zajmuje mi zazwyczaj pół soboty. Wyposażona w gumowe rękawiczki, ziemię, doniczki i folię, którą zabezpieczam podłogi, zabieram się do dzieła. Dobrze skropić kwiatek wodą, aby wyciągając nie uszkodzić mu korzeni. Na dno doniczki sypię trochę kamyczków. Po wsadzeniu rośliny i przysypaniu ziemią, solidnie ją podlewam.
Po akcji przesadzania ogarnia mnie poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Miło patrzeć, gdy w kwiaty wstępuje nowa energia. Posilone słonecznym światłem zaczynają rosnąć jak szalone, kwitnąć, rozwijać się i piąć do góry. Hmm, lubię wiosnę!

środa, 16 marca 2011

Czas na Fale Dunaju!

Ponieważ wiosna trochę się wycofała, czas ocieplić ten chłodny i szary dzień. Dlatego zabieram się za pieczenie Fal Dunaju. Ciasto może na pozór wygląda skomplikowanie, jednak z pewnością poradzi z nim sobie każdy, kto kiedykolwiek miał styczność z mąką i cukrem :) Przepis znaleziony kiedyś w sieci - u mnie sprawdza się doskonale. Mam nadzieję, że będzie dla Was słodką inspiracją.

Zdjęcie pochodzi ze strony www.cukiernia.krakow.pl. Na profesjonalnych fotografiach ciasta wyglądają zdecydowanie lepiej ;)


Składniki:
- 500 g owoców (najlepiej mrożonych, bo ze świeżymi teraz ciężko)
- 750 g masła
- 6 jajek
- 350 g mąki
- 300 g cukru
- 2 łyżeczki cukru waniliowego
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 łyżki kakao
- 2 budynie waniliowe
- 3 łyżki śmietany kremówki
- pół litra mleka
- 300 g polewy czekoladowej
- posypka do ciast
- szczypta soli

Sposób przyrządzania:
- Masło (tylko 250 g) utrzeć z cukrem waniliowym, cukrem i solą. Następnie dodać jajka i 5 łyżek mąki.
- Ucierać. Wsypać resztę mąki z proszkiem do pieczenia.
- Ciasto podzielić na pół. Jedną połowę rozsmarować na blasze (najpierw natłuścić). Zrobić w cieście rowki.
- Drugą część ciasta zmieszać ze śmietaną i kakao. Następnie wyłożyć na jasną część ciasta i posypać owocami.
- Blachę włożyć do piekarnika. Ciasto piec pół godziny w temperaturze 175 stopni.
- Budyń zmieszać z mlekiem i pozostałym cukrem. Gotować, aż zrobi się gęsty. Gdy wystygnie, wymieszać z resztą masła oraz posypką. Masę rozprowadzić na cieście. Polać polewą.


Powodzenia!!! I trzymajcie kciuki za mój wypiek!

wtorek, 15 marca 2011

Wybaczyć czy nie wybaczyć? Oto jest pytanie...

Skoro piszę tyle o przepraszaniu, czas zająć się i drugą stroną medalu, czyli wybaczaniem. Temat dręczy mnie od pewnego czasu. O ile w przypadku przeprosin wiem, na czym stoję: żałuję i mówię o tym drugiej osobie, o tyle gdy to ja jestem przepraszana, zawsze nachodzą mnie wątpliwości…

Niby w porządku. Ktoś się kaja, ze szczerego serca mówi, że nigdy więcej, chce zgody i wiecznej szczęśliwości. Ale z drugiej strony… Ile się słyszy o tym, że facet przeprasza, a potem robi to samo, przeprasza, a potem znowu. Czy się to tyczy zdrady, czy picia, czy po prostu rzucania skarpetek koło pralki zamiast do kosza na brudną bieliznę. I ta naiwna kobieta za każdym razem wybacza, mówi „nie szkodzi, kochanie”, a w głębi duszy się gotuje, bo wie, że te słowa niewiele znaczą.

Dlatego za każdym razem kiedy wybaczam, tak naprawdę zastanawiam się czy nie jestem tą naiwną, która wierzy, że drugi człowiek nigdy nie popełni tego samego błędu. A może to mój wrodzony brak zaufania?