wtorek, 22 marca 2011

Ukryta rola kwiatów

Dzisiaj kolejne przemyślenia odnośnie przepraszania. Takie bardziej... wiosenne. Czy zdarzyło się Wam, że ukochany mężczyzna wszedł do domu z wielkim bukietem róż i słowem „przepraszam” na ustach? Albo wpadł z rozpędu na lotnisko i roztrącając ludzi złapał Was na ramię, kiedy jedną nogą przekraczałyście lotniskowe bramki, za którymi czekała już tylko podróż w nieznane? „Zostań ze mną, przepraszam”.
Tak, w filmach przeprosiny wyglądają bardzo spektakularnie. W życiu natomiast nie jest tak kolorowo. Są godziny milczenia, nieprzespane noce, westchnienia, ukradkowe spojrzenia. Głęboki oddech przed wypowiedzeniem tych słów, potem jednak grzęzną gdzieś na końcu języka i jest tylko spuszczenie wzroku i pytanie o jakąś błahą rzecz, bez której niby nie możemy się obyć.
I nagle oświeciło mnie, stąd te róże w ręce mężczyzny. Owszem, kobiecie jest milej, dostaje prezent. Ale jest jeszcze jedna kwestia. Akcesoria, w postaci kwiatów czy czekoladek, dają kobiecie do zrozumienia, że oto mężczyzna przyszedł przeprosić. Jak już z nimi wszedł, to musi powiedzieć to, co sobie pieczołowicie w domu układał. Teraz nie może brać głębokich oddechów i nosić się z zamiarem. Kwiaty w dłoni zdradzają jego intencje i niejako jest to już połowa sukcesu – przeprosiny w toku. A potem wystarczy tylko powiedzieć to, co ma na sumieniu.
Podobną rolę spełnia dla mnie ciasto. Upiekę, postawię na stole i porozmawiam. Od razu wiadomo, o co chodzi. Ręka na zgodę została wyciągnięta. A czekoladowy smak i aromatyczny zapach osłodzą nierzadko gorzkie słowa.

2 komentarze:

  1. A gdzie to ciasto? O czekoladowym smaku...

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś w tym jest. To też nie jako znak dla kobiety, żeby od razu nie wyrzucała delikwenta z domu, tylko posłuchała, co ma do powiedzenia ;)

    OdpowiedzUsuń