piątek, 11 marca 2011

Wywiad z Juliette Fay - cz. 2

Dzisiaj umieszczam drugą część wywiadu z Juliette Fay - autorką, która napisała książkę "Weranda pełna słońca", na cześć której powstał ten blog:)


W jaki sposób organizuje sobie pani pracę? Jak udaje się pani pogodzić pisanie z obowiązkami domowymi i opieką nad czwórką dzieci?
Bardzo lubię czytać wywiady z pisarzami, którzy zdradzają w nich swoje kredo („pisz codziennie” lub „czytaj gazety, żeby zgromadzić nowe pomysły”) oraz opowiadają o rytuałach związanych z pisaniem („zapalam kadzidełko specjalnie sprowadzone z Oregonu” albo „tańczę do piosenki zespołu Talking Heads Burning Down the House w wersji koncertowej, a nie studyjnej”). Niestety, nie mogę sobie pozwolić na luksus posiadania specjalnego kreda lub rytuału, chociaż bardzo bym tego chciała. Obecnie moje motto brzmi: „Kiedy piszesz, nie nawiązuj kontaktu wzrokowego z dziećmi, chyba że zaczną porządnie krwawić”, a mój rytuał wygląda mniej więcej tak: „Pojechać do supermarketu, kupić
pięć litrów mleka, włożyć je do lodówki, nastawić pranie, dojeść napoczęty przy śniadaniu tost, usiąść i pisać”.
Na szczęście z łatwością udaje mi się odciąć od otoczenia i skupić na pracy. Pisałam już w różnych zgiełkliwych i rozpraszających miejscach – w kawiarni Starbucks, w salonie fryzjerskim, w towarzystwie przyjaciół podczas weekendowego wypadu. Nie udaje mi się pisać codziennie, chociaż jest to ideał, do którego dążę, ale dość szybko potrafię wejść w rytm pracy nawet po kilku dniach lub tygodniach przerwy. Poza tym uważam, że czasami dobrze odpocząć na chwilę od pisania i pozwolić, by różne pomysły i wątki same splotły się w głowie w fabułę.
Zaczęłam pisać, gdy moje najmłodsze dziecko miało dwa lata, i z początku mogłam sobie pozwolić na godzinę, góra dwie pracy wcześnie rano, późno wieczorem lub kiedy małe zasypiało w ciągu dnia. Prawda jest taka, że uwielbiam pisać i myślę, że jeśli naprawdę zależy nam na czymś, zawsze uda się znaleźć choć odrobinę czasu, by oddać się ukochanemu zajęciu. Nauczyłam się nie przejmować niektórymi rzeczami – obecnie w domu panuje nieco większy bałagan i trochę rzadziej angażuję się w akcje dobroczynne – oraz brać pisanie na poważnie. Często tłumaczę dzieciom: „Teraz muszę usiąść przy komputerze i trochę popracować, tak samo jak wy musicie odrobić lekcje”.
Dodatkową zachętą jest dla mnie to, że dzieci bardzo mnie dopingują i są dumne z tego, co robię. Gdy rozmawiam z ich nauczycielami lub rodzicami kolegów z klasy, czasami zdarza mi się usłyszeć: „To pani jest tą pisarką, prawda?”. Kiedy odwiedzi mnie ktoś z wydawnictwa, dzieci pytają: „To była twoja agentka? Co mówiła?”. Podoba im się, gdy mogą uczestniczyć w procesie tworzenia opowieści. Nastoletnia córka często czyta i recenzuje moje szkice. Pomaga mi zbudować postaci młodych ludzi, opracować ich dialogi i prześledzić procesy myślowe. Taki domowy zespół redakcyjny naprawdę dużo daje.

2 komentarze: